niedziela, 31 lipca 2011

Miedziany Ptak

Lewitacja


-Witaj- zawsze to mówiła, kiedy przychodził z dwunastogodzinnego spaceru. Zawsze na niego czekała i zawsze się tak samo uśmiechała, gdy go witała.
-Witaj Kędziorku- powiedział, starając się odwzajemnić uśmiech. Pochylił się nad nią, przecież była niższa od niego o całą głowę, i musnął  jej delikatne usta. Później zostawiał ją gdzieś w tyle za sobą, podążając jego stałą ścieżką.
     Było tak dzień w dzień. Żadnych zmian, zawsze tak samo. Wszystko zaczęło się od tamtego dnia. To tamten dzień dał początek temu choremu rytuałowi. Codziennie o dziewiątej rano wychodził z mieszkania i szukał jej. Przez dwanaście godzin błądził ulicami miasta w nadziei, że znów poczuje ten słodki zapach, przywołujący wspomnienia z dzieciństwa, że ujrzy miedziany kosmyk jej włosów, że poczuje malinowy smak jej ust. Po dwunastu długich godzinach wracał, a tam czekała na niego ta inna o bujnych  kręconych włosach. Lok do loka i jeszcze jeden lok, no i afro. Zawsze witał go ten sam uśmiech i te samo słowo. Lubił to, lubił tą drugą część rytuału. Nie czuł się wtedy sam, z reszta nigdy nie był sam. Zawsze miał to coś, co kiedyś obce i kpiące stało się teraz nierozdzielną częścią jego anatomii.  To, czego wcześniej tak bardzo nienawidził, a teraz…
- Co ty do cholery wyprawiasz?!!- przerwał swoje rozmyślania tak gwałtownie, tak niespodziewanie i to nie z własnej winy!! Ale czy można sobie pozwolić na rozmyślania, kiedy we własnym pokoju zastaje się taką sytuację?! Otóż, na podłodze wśród jego bałaganu, siedział człowiek z innym bałaganem. Bardzo niski Frick siedział skulony  na zderzeniu obu bałaganów, robiąc coś z wielkim zapałem. W końcu znalazł trochę czasu, żeby przerwać swoje poczynania i burknąć coś niezrozumiałego pod nosem.
- Co??- zapytał Geel najnormalniej w świecie, nie rozumiejąc tego bełkotu.
-tęlaówek
-Co?!!
- Rakietę dla mrówek- powiedział to tak oczywistym tonem, że Geel musiał się zastanowić, czy jego poziom edukacji jest na niskim poziomie, czego wcześniej nigdy nie stwierdził. No ba! Przecież jest wyedukowany jak należy. Zdarzało mu się nawet być prymusem w szkole. Tak, i  niech jakiś Frick mu nie opowiada o rakietach dla mrówek, których z cała pewnością nie ma. Ale Frick nie dawał za wygraną. Uniósł swój wynalazek w górę, prezentując z dumą jego formę. W białym plastikowym kubku było coś. Niebieski płyn, białe tworzywo powyginane w kształty przypominające maleńkie domki. Z jednego z tych domostw wychyliła się mrówka. Geel wytrzeszczył oczy. Pełen zachwytu, bądź nie, machnął ręką i całym ciężarem ciała opadł na lewitujący materac. Lewitujący, bo stworzony rękami Fricka.
     Kędzierzawa osóbka podążająca za nim, zwinnie ominęła bałagan niskiego osobnika, złapała dłoń Geela i pociągnęła go za sobą.
- Nie myśl już o niej.
- Nie myślę.
     Kędzior uśmiechnęła się kpiąco, ale nie kontynuowała tematu. Spuściła głowę. Przecież podłoga była tak interesująca.
     Czuł się winien. Kędzior była w stanie oddać dla niego wszystko, a on tego nie doceniał. Czy w ogóle coś doceniał? Czy odkąd Miedzianowłosa zawładnęła jego umysłem, potrafił dostrzegać inne wartości tego brudnego, cuchnącego świata?
- Uśmiechnij się – powiedział, ściskając jej dłonie. Podniosła szklisty wzrok. Jej czarne niczym żuczki lśniące na słońcu oczka wzbudziły w nim litość.
      Wisieli w powietrzu niczym jego materac. Wznosili się powoli ku górze. Ich oczy cieszyły się sobą. W ich ustach mieszały się ich smaki. I nawet rakieta dla mrówek, ku satysfakcji jej wynalazcy zawisła w przestrzeni. Geel machnął ręką, by odpędzić mechanizm sprzed nosa. Mrówki odleciały.

      Ona kiedyś odejdzie.

 

piątek, 29 lipca 2011

Surrealizm, czyli to, co śni nam się po nocach, to, co tkwi nam w głowach.


   Ten temat musiałam zrealizować na zajęciach. Język, który wyłania się z obłoków jest zmodyfikowanym językiem mojej szanownej koleżanki Kamili. Było to dosyć zabawne zaliczenie, sprawdzające nasze umiejętności fotomontażowe. Czegoż nie można dokonać w Photoshopie?

piątek, 22 lipca 2011

     Do zilustrowania tej krótkiej historii, zainspirował mnie wywiad pewnego zespołu muzycznego. 



poniedziałek, 18 lipca 2011


     Oto trzy pierwsze strony komiksu, który sobie powstaje z zupełnym brakiem pośpiechu, ale z rozmachem.
Zachęcam do kontemplacji.




wtorek, 12 lipca 2011

Cóż to za zwierz?



Szkice powstały w opolskim zoo. Hmm... może powtórzę pytanie:
Cóż to za zwierz?
Z głębokim żalem oznajmiam, iż za rozszyfrowanie zagadki nie są przydzielane nagrody. Chyba że organizator konkursu (czyt. ja, ja i ja) zmieni zdanie.
Dziękuję.