wtorek, 13 września 2011

Miedziany Ptak

Nadczłowieczeństwo


I stał się lepszy. Lepszy? To pojęcie względne. Potężniejszy, silniejszy, bardziej super. Stał się super. Teraz uciekał jako super.
                Znów uciekał. Znów. Jego życie jest jedną wielką ucieczką. Chciał się stąd wydostać. Pragnął być wolnym.  Każdy ma takie pragnienie i każdy wie, że nie można go zrealizować. Nie ma wolności. Każdy człowiek jest zależny od czegoś. Nawet jeśli czuje się niezależnym, jest zależny od tego uczucia. Nie ma wolności.
               
Nagle nieskończony korytarz, którym biegł ujawnił swój koniec. Wyszedł.

                Znajdował się na jakieś pustyni. Otaczały go czerwone skały, stąpał po czerwonej ziemi. Nie było tam wody ani roślin. Wyszedł z cienia budynku. Promienie słoneczne zaczęły przypiekać mu skórę. Było strasznie gorąco, lecz on nie mógł zdjąć nawet koszulki, w przeciwnym razie, słońce poparzyłoby większość jego ciała. Czuł, że buty odparzają mu stopy więc je zdjął. Stąpał po czerwonej, rozżarzonej ziemi. Każdy krok sprawiał mu ból, ale szedł przed siebie, nie zatrzymując się nawet na chwilkę. Ujrzał w oddali grupkę ludzi. Byli zgromadzeni wokół czegoś, co pochłaniało ich całą uwagę. Wokół czegoś krwistego i brzydkiego. Miedziany podszedł nieco bliżej, zaledwie cztery metry. I o cztery metry za dużo. To krwiste i brzydkie było człowiekiem obdartym ze skóry. Natomiast zacne towarzystwo zgromadzone wokół niego, posilało się jego łydką, odrywając mięsień po mięśniu, wkładając je sobie bezpośrednio do ust, bez zbędnego przyrządzenia, bez zbędnych przypraw, bez zbędnego przypiekania i gotowania. Mniam, mniam, surowe mięcho.
                Mógł pozostać niezauważonym. Mógł darować sobie te parę kroków. Ale popełnił błąd.
Uwaga zebranego towarzystwa została najpierw rozproszona, a następnie skupiona na nowym, niepasującym obiekcie. Niepasującym? Niezupełnie. Idealnie wkomponowuje się w menu, a to wystarczający argument, by nie pozwolić mu po prostu tak odejść. Znów uciekał…
                Wspiął się na wzgórze. Wzgórze było wysokie, skaliste i strome. Stopy mu się ślizgały, skóra zdzierała.
 Ból.
 Czuł, że Zacne Towarzystwo depcze mu po piętach. Nie mógł się zatrzymać.  Z przerażającym krzykiem stawiał krwawiące stopy na ostrym i gorącym podłożu.
 Cierpienie.
                Bał się. Czy ktoś super może okazywać strach? Czy ma w ogóle prawo do strachu?

                Osiągnął szczyt. Szczyt swojego człowieczeństwa. Nie czuł się lepszym. Wcale nie był super. Jego ucieczka sięgnęła kresu. Przed nim rozpościerała się nieskończona przepaść. Za nim biegła grupa kanibali. Sytuacja bez wyjścia.

                Rzucił się w dół. Oderwał skorupę ziemską, ujawniając jej płaszcz.

                Po raz pierwszy poczuł, że leci.


niedziela, 4 września 2011


Miedziany Ptak

Początek (Wybraniec)


 Nie chcę tego, dlatego uciekam.
- Nie uciekniesz, bo cię wybrałem.
Zostaw mnie! Uciekam.

Uciekał. Biegł.
Został wybrany.
Nikt nie mówił, że życie będzie łatwe. Każdy ma swoje przeznaczenie, jeżeli w nie wierzy. Inni wierzą w coś innego.
 On został złapany na dotychczas prostej ścieżce swego życia. Zimno skórna kreatura dorwała go w swe szpony. Wybrała go do czegoś, o czym nie miał pojęcia. Nawet nie wiedział, gdzie się znajduje. Chłodne, ciemne miejsce, wilgotne powietrze. Stary, zakurzony, czerwony dywan ciągnął się wzdłuż korytarza. Korytarza… a więc znajdował się w budynku. W pomieszczeniu o nieskończonej długości. Miał wrażenie, że biegnie w kółko. A może to tylko wrażenie? Może w ogóle nie biegnie?
Został złapany.

Przemiana była bolesna. Jakaś kobieta stała na uboczu i przyglądała się jak jego oprawca dokonuje c z e g o ś. Zimny zapewniał, że nie zaboli. A jednak.
Wbił potężną igłę w tętnicę szyjną Wybrańca.
- Muszę spuścić ci krew. Zyskasz nową, lepszą.
- Nie chcę.
-Wybrałem cię na mojego zastępcę i niech tak pozostanie.
               
Czy wiesz, co czuje człowiek, gdy umiera na parę sekund? On tego doświadczył. Był wybrańcem. Wiesz, że trwa to zaledwie chwilę, a masz wrażenie, że to wieczność. Błoga wieczność, której nie chcesz przerywać. Nie chcesz wracać, ale wymagają tego od ciebie. Budzisz się ze spokojnego snu i masz pretensje do całego świata, dlaczego się na to zgodził. Ból powraca, bo przecież jest taki ludzki. A ty jesteś  człowiekiem. Człowiekiem? Czy na pewno?
                Czuł chłód. Jego ciało było chłodne. Chłód kojący ból. Chłodna ciecz zalewała jego naczynia krwionośne. Chłód.
                Ciepło powraca.

- Powstań Miedziany Ptaku!